Konfitura z mirabelek

Mirabelki! Niby dobrze znane, a zero doświadczenia z nimi w kuchni. Dostałam dużą siatkę tych śliweczek, więc zrobiłam na dwa sposoby. Dzisiaj pierwszy - konfitura. Łatwa do zrobienia, choć nieco czasochłonna ze względu na rozłożenie na dwa-trzy dni (gdyby nie duża ilość cukru, to chyba można by to pod powidła podciągnąć).
Składniki:

2 litry mirabelek
ok. 600 g cukru

Wykonanie:

Mirabelki płuczemy, osuszamy, usuwamy pestki (ja posłużyłam się do tego drylownicą - pomysł mego Lubego). Przekładamy owoce do garnka z grubym dnem i rozgotowujemy je, często mieszając drewniana łyżką. Od chwili zagotowania smażymy je około 45 minut. Ściągamy z ognia i odstawiamy. Następnego dnia podgrzewamy je i smażymy około 30 minut, po czym kolejny raz odstawiamy. Czynność powtarzamy jeszcze w kolejnym dniu. Pod koniec smażenia wsypujemy cukier. Ja wsypywałam łyżkami i kosztowałam, czy konfitura jest wystarczająco słodka. Dostałam dosyć kwaśne mirabelki, więc i sporo cukru poszło.
Gotową konfiturę przekładamy do wyparzonych słoiczków. Pasteryzujemy ok. 15 minut.


Etykiety: ,